Triarcum – Rozdział 1

Wpatrujesz się w okno, leżąc na łóżku. Światło księżyca wpadające przez wielkie okna oświetlało części twojego ciała, oczy, rękę, brzuch, nogi były po części oświetlone. Twój  pokój ogarnięty mrokiem był przepełniony skaczącymi po ścianach białymi napisami. Jest to już jednak norma, więc przypominasz sobie kawałek rozmowy Sakari i Evy, który podsłuchałaś godzinę temu:

– Nie uważam, że to jest dobre.

– Nie tobie o tym decydować – Eva wzięła duży łyk herbaty. 

– Ale to tylko dziecko – Sakari zakręciła wodę w kranie i siadła naprzeciwko Evy.

– To jej matka o tym zdecyduje.

– Ale to mógł być jednorazowy przypadek.

– Ale nie był – stanowczo urwała Eva.

– Nie? – po kilku sekundach zapytała Sakari. 

– Nie. To dziecko jest… ,,inne”, a my musimy to ukrywać.

,,Inne?”, ,,To dziecko jest inne”, ,,Inne”. Po chwili rozmyślań naszła cię ochota na czekoladę. Wstajesz z łóżka i idziesz w stronę drzwi. Po wyjściu z pokoju widzisz, że na parterze pali się światło z kominka. Podchodzisz pod szczyt schodów i lekko się wychylasz. Widzisz swoją mamę chodzącą po salonie. Rose Hubbard była trzydziestodwu letnią kobietą prowadzącą dom, o długich blond włosach spiętych w wysoki kok, jasnozielonych oczach dokładnie takich jak twoje. Ubrana w sukienkę za kolana w odcieniach niebieskiego z bufiastymi rękawami i czarnymi, wysokimi obcasami. Zawsze, gdy z nią rozmawiałaś, miałaś wrażenie, że nie patrzyła na ciebie tylko zamierała wzrok i udawała, że patrzy, ale myślami była daleko. Mimo to często lubiłaś na nią patrzeć, gdy chodziła po ogrodzie. Dzięki temu wiedziałaś, jaki ma humor. Teraz chodziła po salonie jakby czymś zdenerwowana.

         Na jednej z sof siedzi sprzątaczka Eva Ming, patrząca na mamę ze zmartwieniem. Kilka minut przyglądasz się im, gdy nagle Eva wstaje i mówi:
– Może teraz pani odpocznie, a jutro do tego wrócimy?
Rose zatrzymała się i podniosła głowę, po  czym westchnęła i powiedziała:
– Nie, muszę odpowiedzieć im teraz.

– Jest pani zbyt spięta, żeby teraz racjonalnie myśleć.

Rosse składa ręce jak do modlitwy i zaczyna je intensywnie pocierać. Kilka minut chodzi po pokoju, po czym bierze głęboki oddech.

– Najwyżej im zapłacę. 

        Puszczasz drewnianą barierkę, którą cały czas kurczowo trzymałaś i wracasz bez nadziei do pokoju. ,,Im?”, ,,Czyli komu?’’Cicho zamykasz drzwi za sobą, po czym podchodzisz do okna. Otwierasz je i wychodzisz na nieduży balkon. Wychylasz się lekko za balustradę. Bierzesz głęboki oddech świeżego letniego powietrza, podnosisz głowę i wzdychasz. Dwa księżyce wiszą obok siebie wysoko na niebie przepełnionym gwiazdami. Światła księżyców było tak intensywne, że tworzyły cienie jak słońce. Srebrne pierścienie otaczające księżyce lśniły najmocniej. Miliony gwiazd błyszczały na czerni nieba. 
– Niebo jest piękne dzisiejszej nocy – odezwał się siedzący na balustradzie balkonowej czarny piesek, mający na mordce czaszkę jelenia, w której otwory na oczy płoną niebieskim ogniem. Obracasz głowę w jego stronę.
– Czego chcesz?
– Niczego.
Z pozycji siedzącej kładzie się na brzuch i wystawia nogę na zewnątrz balustrady.
– Więc po co przyszedłeś?
– Bo potrzebujesz towarzystwa. 

Przemilczasz to.
– Jestem zawsze, kiedy mnie… – wchodzisz mu w pół zdania – nie chcę pomocy przybłędy.
– Jak na dwunastolatkę jesteś uprzedzona. 

      Wracasz do pokoju, on podąża za tobą i kładzie się na poduszce obok ciebie. Jest nie większy od twojej głowy. Kładziesz na nim rękę, a głowę na poduszkę. 

– Jak mam ci mówić?

– Może być Seth.

– A tak nie miał na imię jeden z synów Omena?

– Tak, ale mówiłaś, że w to nie wierzysz, prawda?

– Racja – cicho odpowiadasz, po czym zamykasz oczy. 

Jednak nie czujesz senności tylko dziwne uczucie. Tak jak coś miałoby się wydarzyć, coś dziwnego. ,,Ale co może się wydarzyć?” Ta myśl przeszywa ci głowę. Zamykasz oczy i leżysz, wzdychając. Gdy otwierasz oczy, żeby sięgnąć po telefon i sprawdzić godzinę, orientujesz się, że nie ma ani telefonu ani szafki nocnej – z resztą łóżko też zniknęło. Podnosisz się z pozycji leżącej, rozglądasz, gdzie jesteś. Leżysz na środku ulicy, szybko wstajesz z ziemi i się otrzepujesz. Zaczynasz rozglądać się wokół, wszystko to wygląda jak Warnorm – miasto przyszłości, utopii. Jednak to miejsce było inne. Było jak wielka czarna kartka. Tym, co odróżniało budynki i inne przedmioty od siebie, były białe zarysy. Znowu śni ci się to dziwne miejsce, wiesz, gdzie teraz chcesz iść. Za każdym razem zaczynasz w tym samym miejscu. Wiesz, że dopiero po przejściu kilku ulic możesz wejść do jakiegoś budynku. Biegniesz najpierw przez jezdnię, potem wbiegasz na jeden z mostów i podbiegasz do metalowej barierki. Wychylasz się, zimna barierka jest na wysokości twojego pasa, spoglądasz w dół. Fala zimna zalewa ci twarz, chwilę stoisz, patrząc w dół. Im głębiej morza czerni, tym bardziej masz wrażenie, że jest ciemniej. Białe obwody skakały jeszcze bardziej tam na dole. Blokowiska połączone mostami stawiane jedne na drugich tworzyły zadziwiający krajobraz. Otrząsasz się i przypominasz sobie droge do tamtego budynku. Potem obracasz głowę w dól. To głupie, owszem, ale przechodzisz na drugą stronę barierki i znajdujesz wzrokiem to miejsce. Tak jakby coś ci mówiło, że musisz tam iść. Wiatr intensywnie tańczył z każdym twoim włosem. Trzymając się z tyłu barierek, wychylasz się. Stoisz i patrzysz w dół, zamykasz oczy i puszczasz się barierki… spadasz … Głowę masz w kierunku ziemi. Zamiast mknąć w stronę bruku, ty powoli opadasz, jakbyś była w wodzie. Przyglądasz się niebu tego miejsca. Zamiast błękitu widzisz szarość, zamiast promieni – spojrzenie rzucane przez wielkie niebieskie oko. Powoli wiatr, który otulał cię jak koc, obraca cię tak, że spokojnie dotknęłaś ziemi stopami. Ogarnia cię spokój, lecz nie na długo. Ciszę przerywają głosy wypowiadające twoje imię, potem jednak zaczynają one przekształcać się w dziwne niezrozumiałe słowa. Wszystko wokół zaczyna wirować, zaczynasz biec w stronę tego bloku. Musisz tam dotrzeć zanim to się skończy, zanim cię zabiorą! Ale nie zdołasz, wyciągasz rękę przed siebie i… 

            Gdy otwierasz oczy, widzisz zaniepokojoną Eve.
– Wszystko dobrze? – patrzy na ciebie przerażona.

 – Tak, czemu pytasz?
– Wyglądałaś, jakbyś miała koszmar – mruczy z zaniepokojeniem w głosie.
– Dzięki, ale… – nie kończysz, bo do pokoju z impetem wpada Sakari.

– Elizabeth! – krzyczy, gdyż po przybyciu tu chce złapać jak najszybciej oddech.
– Co? – patrzysz na Sakari, potem na Eve. Czując twoje spojrzenie, Eva wzdycha.
– Nie jestem już małym dzieckiem.
– Wiem, Elizabeth.
– A więc co się stało?
Eva ponownie wzdycha, tym razem głębiej.

– Chodzi o to, że… – zawahała się – Ty… 

Podnosisz brew.
– Za kilka dni wyjeżdżasz. 

Zapada cisza, nawet Sakari ucichła. Obydwie na ciebie patrzą. 

– Co? Gdzie? – patrzysz na nią.

– Do szkoły – odpowiedziała Eva. 

Miała minę, jakby przełknęła niedobre lekarstwo. Eva wzięła głęboki oddech i zacisnęła swoje ręce na twoich.

– Twoja mama… 

– Nie! – wiesz, że te słowa nie oznaczają nic dobrego. Stajesz wyprostowana na łóżku i obracasz głowę w stronę drzwi. Wybiegasz z impetem z pokoju, potrącając Sakari, a kot pędzi za toba. Całe życie robiła wszystko na wyspie, żeby mnie tu zatrzymać! A teraz? Oszalała?! Nigdy nie byłam poza tym odludziem! Bała się wypuścić mnie z domu! A teraz wysyła mnie bez mojej wiedzy do szkoły! 

           Biegniesz przez cały dom, potrącasz kilka osób i słyszysz za sobą wrzaski. Wypadasz na ogród, szukasz jej wzrokiem. Gdy ją dostrzegasz wśród krwistych róż, przymrużasz oczy i zaciskasz zęby. Ruszasz w jej stronę, stawiasz każdy krok gwałtownie, a ona chyba to poczuła. Stajesz przed nią, gdy ona swoim smętnym wzrokiem przeznaczonym tylko dla ciebie zaczyna:

– Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć.

– Gdzie jadę? – piorunujesz ją wzrokiem.

– Do Warnorm – jej głos mówi, że ona macie gdzieś.

– Po co? – starasz się mówić głosem jak najmniej kłótliwym. 

– Do Kapłana, zostaniesz jego podopieczną.

– Jakiego kapłana?! – ofukujesz ją.

– Zostaniesz podopieczną głowy społeczności  Triarcanum.

– Tych wariatów?! 

– Uważaj na słowa! – wyraźnie się zdenerwowała.

– To jest mi narzucone – ona jednak wpada ci w słowo. 

– To jest postanowione! – urwała i odeszła w stronę domu. 

Czułaś ten lodowaty wiatr, gdy ona przechodziła obok ciebie. Zmierzasz w kierunku schodów, na których wczoraj patrzyłaś na mamę i Eve. Teraz przy wielkim kominku z pozłacaną ramą stał lokaj Edward, poprawiający coś kijkiem. Mijasz go i idziesz w kierunku drzwi do jadalni. Po wejściu do jadalni nie widzisz nikogo. Jedynym co poruszało się w pomieszczeniu, to lekko wrzące jajka na drugim końcu stołu, czekające na to aż je w końcu zjesz. Po wzięciu do buzi pierwszego kęsa masz wrażenie, że smak zanikł. Widzisz, że drzwi, którymi przed chwilą weszłaś do pokoju, poruszyły się. Do sali wchodzi Homuro. Zastępca twojego ojca, ktoś, kogo zawsze podejrzewałaś o ,,bliższe” relacje z mamą. Nie był złym człowiekiem. Poza tym zawsze podobała ci się jego kitka. Poprawił okulary połówki z czarnym obramowaniem i powiedział:

– Dzisiejsze twoje zajęcia będą odwołane, ponieważ Ayanori dostał w nocy wysokiej gorączki.

– Dobrze – burkasz. Homuro obrócił się w stronę drzwi i złapał klamkę.

– Hamuro? – zatrzymuje się na twoje pytanie.

– Tak?

– A tata wie?

Cisza, zatrzymał się. Bierze głęboki i mówi:

– Nie wiem – jego odpowiedź była zimna, bez emocji. Jakby go to nie obchodziło. A może… Oni wszyscy myślą, że to nic, że oni mnie nie chcą? 

– To co uciekamy? – w sali pojawił się kot, z ewidentnym ,,XD,, na twarzy.

– Aż tak cię cieszysz, że jedzieMY do Warnorm?

– Eeee tam, może jesteś uprzedzona, w końcu nie można bać się tego, co nowe.

– Może masz rację – spuszczasz wzrok na talerz.

– To czego tu najbardziej brakuje – wchodzisz mu jednak w słowo – nie martw się, zabawa niedługo się zacznie.

Wstajesz z siedzenia.

– Jak niedługo się zacznie? – kot uśmiecha się przebiegle.

– Zobaczysz – rzucasz mu tajemnicze spojrzenie, po czym wychodzisz z jadalni.  


Opublikowano

w

przez

Tagi:

Komentarze

Dodaj komentarz