Idziesz cichą asfaltową drogą w dół wzgórza na którym znajduje się twój dom. Nie wiesz gdzie podział się Saori, ale zamiast interesować się nim zaczynasz rozmyślać o swoim śnie. Zastanawiasz się nad tymi pytania całą drogę, nie zauważa kiedy doszłaś do podnóża góry gdzie znajdowało się Milowody.
– Po co tu przyszliśmy? – zapytał idący obok ciebie krok w krok Saori.
– Idziemy sprawdzić co u Gangu Wiewióra. Składał się z wszystkich dzieci mieszkających na wyspie. Założycielem gangu był Johnny Saber, razem z nim było ich jedenaście. Ich główna miejscówka znajdowała się w starym opuszczonej bazie wojskowej leżącym kilka kilometrów od Milowody w starym lesie. Opuszczonej w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym ósmym, przez co ściany zawalały się jak domki z kard budowane przez Sakari w towarzystwie twoim i Ayanara. Jednak jak was nie było to zawsze twierdziła coś innego. Stając przed bazą wojskową której gdzie nie gdzie bliskie były zawaleniu się kolumny i ściany, a ze ścian odchodził stary żółty lakier. Stojąc przed leżącym metalowym płotem słyszysz głosy wydobywające się z budynku. Zakradasz się pod jedno z okien i kucasz, trawa rośnie tak wysoko że jej końcówki muskają ci nos.
– Gdzie jest Sai i Amanda? – niecierpliwie pyta Johny.
– Amanda mówiła że się spóźnią – odpowiada Mateusz.
– A może mi ktoś powiedzieć cze zebranie jest dzisiaj, a nie w piątek jak zawsze? – wtrąca się Maria.
– Mój zespół więc spotka mogę organizować kiedy chcę.
– Powodem dzisiejszego jest pewnie śmierć Pana Hubbard – odzywa się spokojem, ale dobrze do usłyszenia Artur. Gdy czasami z nudów śledziła gang, bacznie przyglądałaś się każdemu z członków. I mimo rzadkich rozmów z nimi znasz każdego z osobna doskonale, wiesz nawet kilka rzeczy których te osoby nie zdradzają gangu.
– Tak Artur masz rację – uspokaja się nieco Johny, jednak nadal na jego ustach malowała się złość na spóźnialskich.
– Po części tak, po części nie – wtrąca się Filip.
– Mówiłem ci że to potem – Odpowiada bardziej zirytowany Johny.
– Ale co? – Pytają chórem Mary i Ino.
– Jak powiedziałem później, to później!
– Jeśli chodzi o mnie to z sprawą śmierci nie ma nic do gadania – budzi się z zamyślenia Harry.
– Niema?
– Niema. Zabił się, i tyle – wzrusza ramionami i odkałada na bok słomkę którą mieszał herbatę w termosie. Spuszczasz głowę w dół. ” W sumie to tata miał wszystko, wielką firmę znaną na całym świecie, a nawet dwie, sławę, rzesze wielbiących go ludzi. Ale w tym też setki wrogów.”
– To co Harry mówi nie ma sensu.
Wyprawa cię głos Johna. „Skoro to co Harry mówi nie ma sensu, ta jakie jest inne wytłumaczenie? Nikt nie wszedłby do domu niezauważony. Nie z pięcioma agresywnymi buldogami biegającymi swobodnie po górze, nie z mającą bardzo lekki sen Sakari, nie z służbą robiącą sobie przechadzki po domu w nocy, no i wczoraj przecież Mama i Eva siedziały w salonie.”
Wtedy hałas w twojej głowie i wśród reszty zgromadzonych przerywa przyjście Sajiego i Amandy. – Nareszcie! – wściekły i naraz radosny Johnny wita spóźnionych.
– Tak, tak wiemy jesteśmy spóźnieni.
– Gdzie byliście? – odzywa siedzącą jak dotąd cicho Elonora.
– Chcieliśmy sprawdzić co wyjdzie z sekcji zwłok.
– I? – Obraca głowę w ich stronę Harry.
– ,,I”, – Sai nie kończy bo wchodzi mu w słowo Amanda – nic nie wiemy.
– Czyli poszliście i nic nie wiecie? – podnosi brew Artur.
– No bo jak – nie słyszysz co było dalej, po cichu przemykasz się z powrotem w zieloną gęstwinę.
Idziesz cichą asfaltową drogą w dół wzgórza na którym znajduje się twój dom. Nie wiesz gdzie podział się Saori, ale zamiast interesować się nim zaczynasz rozmyślać o swoim śnie. Zastanawiasz się nad tymi pytania całą drogę, nie zauważa kiedy doszłaś do podnóża góry gdzie znajdowało się Milowody.
– Po co tu przyszliśmy? – zapytał idący obok ciebie krok w krok Saori.
– Idziemy sprawdzić co u Gangu Wiewióra. Składał się z wszystkich dzieci mieszkających na wyspie. Założycielem gangu był Johnny Saber, razem z nim było ich jedenaście. Ich główna miejscówka znajdowała się w starym opuszczonej bazie wojskowej leżącym kilka kilometrów od Milowody w starym lesie. Opuszczonej w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym ósmym, przez co ściany zawalały się jak domki z kard budowane przez Sakari w towarzystwie twoim i Ayanara. Jednak jak was nie było to zawsze twierdziła coś innego. Stając przed bazą wojskową której gdzie nie gdzie bliskie były zawaleniu się kolumny i ściany, a ze ścian odchodził stary żółty lakier. Stojąc przed leżącym metalowym płotem słyszysz głosy wydobywające się z budynku. Zakradasz się pod jedno z okien i kucasz, trawa rośnie tak wysoko że jej końcówki muskają ci nos.
– Gdzie jest Sai i Amanda? – niecierpliwie pyta Johny.
– Amanda mówiła że się spóźnią – odpowiada Mateusz.
– A może mi ktoś powiedzieć cze zebranie jest dzisiaj, a nie w piątek jak zawsze? – wtrąca się Maria.
– Mój zespół więc spotka mogę organizować kiedy chcę.
– Powodem dzisiejszego jest pewnie śmierć Pana Hubbard – odzywa się spokojem, ale dobrze do usłyszenia Artur. Gdy czasami z nudów śledziła gang, bacznie przyglądałaś się każdemu z członków. I mimo rzadkich rozmów z nimi znasz każdego z osobna doskonale, wiesz nawet kilka rzeczy których te osoby nie zdradzają gangu.
– Tak Artur masz rację – uspokaja się nieco Johny, jednak nadal na jego ustach malowała się złość na spóźnialskich.
– Po części tak, po części nie – wtrąca się Filip.
– Mówiłem ci że to potem – Odpowiada bardziej zirytowany Johny.
– Ale co? – Pytają chórem Mary i Ino.
– Jak powiedziałem później, to później!
– Jeśli chodzi o mnie to z sprawą śmierci nie ma nic do gadania – budzi się z zamyślenia Harry.
– Niema?
– Niema. Zabił się, i tyle – wzrusza ramionami i odkałada na bok słomkę którą mieszał herbatę w termosie. Spuszczasz głowę w dół. ” W sumie to tata miał wszystko, wielką firmę znaną na całym świecie, a nawet dwie, sławę, rzesze wielbiących go ludzi. Ale w tym też setki wrogów.”
– To co Harry mówi nie ma sensu.
Wyprawa cię głos Johna. „Skoro to co Harry mówi nie ma sensu, ta jakie jest inne wytłumaczenie? Nikt nie wszedłby do domu niezauważony. Nie z pięcioma agresywnymi buldogami biegającymi swobodnie po górze, nie z mającą bardzo lekki sen Sakari, nie z służbą robiącą sobie przechadzki po domu w nocy, no i wczoraj przecież Mama i Eva siedziały w salonie.”
Wtedy hałas w twojej głowie i wśród reszty zgromadzonych przerywa przyjście Sajiego i Amandy. – Nareszcie! – wściekły i naraz radosny Johnny wita spóźnionych.
– Tak, tak wiemy jesteśmy spóźnieni.
– Gdzie byliście? – odzywa siedzącą jak dotąd cicho Elonora.
– Chcieliśmy sprawdzić co wyjdzie z sekcji zwłok.
– I? – Obraca głowę w ich stronę Harry.
– ,,I”, – Sai nie kończy bo wchodzi mu w słowo Amanda – nic nie wiemy.
– Czyli poszliście i nic nie wiecie? – podnosi brew Artur.
– No bo jak – nie słyszysz co było dalej, po cichu przemykasz się z powrotem w zieloną gęstwinę.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.